"To coś więcej niż tęsknota za narzeczoną"

      Dołączyłem do adoracji przypadkowo. Trzy tygodnie trzymałem dekla­rację w domu, aż w końcu zdecydowałem się wypełnić. Bałem się, że mogę się z tego zobowiązania nie wywiązać, dlatego umówiłem się z żoną, że w razie czego — zastąpi mnie. Czasami żona mówi: dzisiaj ja pójdę za ciebie.
Z początku, jak zaczynałem się modlić, to tylko odmawiałem pacie­rze i nawet nie zdawałem sobie do końca sprawy, gdzie jestem. Stopniowo zacząłem się z tego wycofywać w kierunku wyciszenia. Nie ja mówiłem w „tamtą stronę", ale z „tamtej strony" coś do mnie spływało. Doszedłem do wniosku, że to jest coś niesamowitego, jakaś cisza, jestem sam i Bóg. Ta godzina jest jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna; to nie majowe ani Msza św. Powiedziałbym, że to coś więcej niż tęsknota za narzeczoną, którą chce się zobaczyć. Nie słyszałem, żeby ktoś zrezygnował z adoracji, bo np. mu się znudziło. Po krokach poznaje tych, którzy po mnie przy­chodzą do kaplicy. Każdy z nas nauczył się ciszy i nie bardzo się garnie do zawierania kontaktów. E.